Tym razem FOTOSZLAJANKI zaprowadziły Janinę Hebisz-Czubę do nietypowo ukwieconej wsi, a dzięki jej pasji my także posmakujemy tamtejszych wrażeń i fotomomentów.
Włócząc się po najcieplejszych regionach naszego kraju, gdzieś w okolicach Tarnowa, trafiłam do wsi zwanej Zalipie. Japońskie Stowarzyszenie Biur Podróży JATA umieściło ją wśród 30 najpiękniejszych, godnych odwiedzenia, miejscowości w Europie.
Słonecznie nawet w pochmurne dni
W tej małej, „malowniczej” miejscowości, bez względu na pogodę, kwiaty kwitną we wszystkich możliwych miejscach – na domach, we wnętrzach chat, w obejściach gospodarskich, studniach, płotach a nawet na psich budach. Jeśli coś można pomalować, to zalipianki zrobią to na pewno. Ot taki styl życia i tradycja. Zdobienia, choć podobne w stylu, zachowują indywidualność artysty ludowego, jego umiejętności i wyobraźnię. Tutaj nie ma sztampy, liczy się pomysł.
Kwiaty na i wokół studni
Psia buda musi pasować do umaszczenia jej lokatora
W malunkach często dominuje kolor chabrowy
Zdobienie chat zaczęło się ponad sto lat temu, przy okazji odmalowywania ścian domów podczas wiosennych porządków. Kobiety i młode dziewczyny – których zadaniem było utrzymanie czystości w chałupach – na pobielanych wapnem ścianach robiły paćki z żyta lub prosa. Białe, okrągłe plamy miały zakryć okopcone miejsca. Z czasem w Zalipiu bielenie chat zaczęło obejmować także ich zdobienie, motywy kwiatowe i różne zawijasy wyparły paćki. Mijały lata i zmieniał się charakter budownictwa, drewniane, bielone chaty zostały zastąpione przez murowane domy. Paćkanie przeszło do historii, pojawiły się pędzle oraz początkowo białe i czarne, potem kolorowe farby. Obecnie malunki wykonuje się farbami akrylowymi.
Przykład najstarszego zdobnictwa
Szopa ubrana w malunki z najstarszego stylu
Połączenie elementów starego i współczesnego zdobnictwa
Dzisiaj jest to nie tylko lokalny obyczaj, ale również znak rozpoznawczy regionu. Podobnym tropem upiększenia własnego obejścia podążyły pobliskie wioski, takie jak Borusowa czy Podlipie. Tam również znajdziemy zdobione na kolorowo domostwa. Jednak nie techniki malarskie są tutaj najistotniejsze, tylko magia tego miejsca. Ach jak barwnie, jak wesoło, jak inaczej…
Rajskie ptaki, rajskie kwiaty
Pobielone ściany z chabrowymi oknami
Wychodek – może i nie pachnie, ale za to wygląda
Pierwsze wzmianki o regionie pojawiły się w 1905 roku za sprawą urzędnika z Krakowa – Władysława Hickela. W czasopiśmie „Lud” opisał nie tylko zalipiański styl życia, ale również sytuację w tym biednym galicyjskim regionie. Tak to świat usłyszał o malowanej wiosce. Dzisiaj najstarsze malowidła z kolekcji Hickela można obejrzeć w krakowskim Muzeum Etnograficznym.
Promotorką ludowego malarstwa z Zalipia była Felicja Curyłowa, już jako dziecko potrafiła malować i haftować tak dobrze, że jej dzieła kupowało Muzeum Etnograficzne w Krakowie. Po wojnie, wraz z dwoma innymi malarkami z Zalipia, dostała zlecenie na pomalowanie izby zalipiańskiej w tymże muzeum. Potem projektowała wzory dla fabryki fajansu we Włocławku. Dzieła jej i innych zalipianek można znaleźć w Lublinie, w Warszawie, były też na transatlantyku „Batory”.
W zagrodzie Felicji Curyłowej
Malowane zewnętrze wabi do środka
Po sąsiedzku z domem Felicji
Felicja Curyłowa i Zalipie to jedno. Nie tylko malarstwo i hafty, ale także zaangażowanie społeczne. „Załatwiła” przyśpieszenie elektryfikacji wsi i asfaltową drogę dojazdową. Dzięki jej staraniom we wsi powstał „Dom Malarek”, miejsce pracy twórczej z pracowniami, salą widowiskową, salą zebrań i pokojami hotelowymi. Pełni on rolę centrum kulturalnego dla całej okolicy. Dzięki niemu dziś, czterdzieści siedem lat po śmierci pani Felicji, tradycja zdobienia chat jest żywym zjawiskiem, przyciągającym licznych turystów z całego świata.
Nawet pościel pasuje do malowanej chaty
Studnia współgra barwami z roślinnością
Okno niezamieszkanej chaty
Tak kiczowato, że aż pięknie
Jeżeli w smutnej, zimowej porze zapragniesz kolorowych kwiatów, to proponuję podróż do Zalipia.
Tekst i fotografie: Janina Hebisz-Czuba
No cóż niektóre miejsca są tak urokliwe a my w ogóle ich nie znamy….. nie doceniamy tych wartości….napewno należy je odwiedzić…. pozdrawiam