Szaleństwo tłumów

0
1952

Słowo się rzekło. Obserwacja fragmentu okładki książki Douglasa Murray’a pokazuje, jakie tematy scala tytuł. W spisie treści mamy więc rozdziały: Geje, Kobiety, Rasa, Trans rozdzielone krótszymi interludiami: Marksistowskie fundamenty, Wpływ technologii oraz O przebaczaniu (te wydają się fascynujące).


Murray zaczyna: Przeżywamy wielkie szaleństwo tłumów. Publicznie i prywatnie, online i poza siecią, ludzie zachowują się coraz bardziej irracjonalnie, jak rozgorączkowane stado i po prostu nieprzyjemnie. W codziennych wiadomościach możemy oglądać jego skutki. Wszędzie dostrzegamy objawy, jednak nie widzimy przyczyn.
Książka powstała w 2019 roku, ale widać, że niewiele się zmieniło od tamtego czasu.
Wstęp wyraźnie jest minorowy: (…) wiadomo, jaką ścieżką pójdziemy. Czeka nas przyszłość nie tylko pod znakiem narastającej atomizacji, wściekłości i przemocy, ale i z coraz większym prawdopodobieństwem reakcji wobec postępu wszystkich praw – włącznie z tymi dobrymi. Przyszłość, w której na rasizm odpowiada się rasizmem, uwłaczanie na podstawie płci spotyka się z uwłaczaniem z powodu płci. Upokorzenie dochodzi do takiego etapu, w którym grupy większościowe po prostu nie mają powodu nie użyć gier, które tak dobrze sprawdziły się na nich samych.
Rekomendacja zamieszczona na okładce głosi: Bez względu na to, czy ktoś się z nim zgadza, czy nie, Douglas Murray jest obecnie jednym z najważniejszych intelektualistów. Bernard-Henri Lévy.
Takie zdanie, oczywiście, uzna za autorytet jeden, inny – nie.
Jednak zanurzenie się w sam tekst, w dyskurs Murray’a, bogactwo jego przykładów, wiedzę o początkach, kierunkach, przemianach i odstępstwach opisywanych ruchów od własnych ideowych założeń, o kolejnych mutacjach, postaciach, antagonistach, pozorach, oszustach i – co zdaje się najważniejsze – szalonej i bezwzględnej walce ze społecznymi, co tu dużo mówić – rygorami, w imię ustanowienia nowych innych społecznych rygorów (niekoniecznie wolności – trudno byłoby po tej lekturze tak je nazwać) – razem to jest propozycja podróży przez ziemię bardzo nieznaną.
Po programach publicystycznych i informacyjnych naszych mediów mogłoby wszakże niejednemu wydać się, że zagadnienia LGBT, problemy feminizmu, rozterki i trudności oparte na pojęciu rasy (które ogłasza się w telewizorze jako nieużyteczne i brzydkie) albo zupełnie niepojęte kłopoty z rozpoznaniem zagadnień trans – że to wszystko jest tak proste, jak głoszą tacy znawcy jak Rafał Trzaskowski, Robert Biedroń lub Eliza Michalik czy Magdalena Środa, Krystyna Janda, czy też dawno już niewidziana w mediach, ale zapewne zapamiętana silnie, nie ze względu na literaturoznawcze obycie i uwielbienie dla profesor Marii Janion – Kazimiera Szczuka.
To tylko garstka osób, które z tytułowymi hasłami książki Murray’a można skojarzy niemal automatycznie (jasne, że Murray tych postaci nie wspomina zupełnie).
W pewnym stopniu jest to też książka historyczna, gdy autor opisuje początki ruchu feministycznego albo przywołuje Hannah Arendt w związku z problemem trwałości i nieusuwalności pewnych wiadomości, gdy rozważa sprawę nie/możliwości wybaczania dawnych czynów opisanych lub słów pozostawionych w internecie. Sprawę nie do pojęcia. Ale kto dzisiaj czyta Hannah Arendt?

Ważniejsze niż ustępy historyczne są analizy aktualnych wersji ruchów, ideologii i ich trendów i wcieleń przedstawionych w spisie treści. Prócz dogłębnej wiedzy, którą autor referuje nadzwyczaj klarownie, Murray bezlitośnie i miejscami dotkliwie ironicznie odsłania całe zakłamanie wszystkich, którzy/które usiłują, właściwie w dowolnej dyscyplinie (feminizm, LGBT itd.) – zdemolować istniejące społeczne urządzenia, normy, zawładnąć językiem przez redefiniowanie zastanych znaczeń lub poprzez wprowadzenie niebywałych zupełnie innowacji językowych czy mentalnych (tu przydałby się cudzysłów chyba). I wszystko w imię postępu i wyzwalającej rewolucji. Miejscami można by nawet się dziwi lub uśmiechać, ale ten uśmiech szybko spełza z twarzy, gdy czyta się, jak wiele i jak strasznych rzeczy wydarzyło się z powodu wprowadzenia do intelektualnego obrotu amerykańskich uczelni lub korporacji pojęcia nieuświadomionych uprzedzeń i ile z użyciem obowiązkowego testu na te nieuświadomione uprzedzenia wzbudzono zupełnie uświadomionych krzywd. Można się dziwić. Owszem – jak mogło dojść do tak szalonych pomysłów? Jednakże, kiedy patrzymy na ekrany telewizorów czy komputerów pokazujących polskie ulice czy konferencje przywódczyń, da się bez większych trudności rozpoznać ten sam butny grymas, jaki w USA czy UK charakteryzował liderów LGBT czy innych ideologii. Takie porównania przychodzą do głowy samoistnie; trudno się wyzbyć chęci rozpoznawania w aktualnych polskich niepokojach ulicy jakiejś rodzimej wersji tamtych amerykańskich czy brytyjskich szaleństw.
To wydaje się zaimportowane wprost. Wulgarne, agresywne sformułowania zwracające się przeciw wykluczeniom, które tworzyły i tworzą coraz głębsze podziały i wytwarzały, i wytwarzają, i utrwalały, i utrwalają wciąż kolejne i kolejne podziały, wykluczenia, rozbicia i antagonizmy.
Obecna gwiazda polskich ruchów ulicznych sama nie zdaje sobie chyba sprawy z tego, jak szeroki i skomplikowany kontekst ma za plecami, ale też jak niebywale wtórna, blada i mizerna wydaje się na tle tego kontekstu. I w tym rozumieniu Murray jest także edukatorem, kiedy w swoim dyskursie wyprowadza i ujawnia wspólny mianownik amerykańskiego kampusu i zachodnich przedsiębiorstw medialnych. W tym kontekście obłędne aktualne wystąpienia i uzurpacje polskiej ulicy wydają się czytelną transmisją zachodnich szaleństw – zadziwiająco zbieżnych w formie i treści.
Związki, czego autor Szaleństwa tłumów nie waha się wypowiedzieć wprost, są nie tylko ideowe; innym rysem wspólnym są finansowe źródła, bez których internetowe platformy czy media nie zdołałyby mobilizować tłumów w takiej skali i takiej zawziętości.
Tuż niemal obok Szaleństwa tłumów pojawił się właśnie (2020r.) w Netflixie The Social Dilemma – dokument o zdolności i gotowości mediów, nie gratisowej zgoła – do aktywowania społecznych ruchów głównie takich, jakie właśnie absorbują uwagę i emocje u nas, a niedawno (BLM) w Stanach i tak dalej, i temu podobnie. I jeśli ktoś chciałby utrzymywać, że są to ruchy spontaniczne, wyzwolone przypadkiem – śmiercią nieuzbrojonego czarnoskórego (Wikipedia) w USA czy orzeczeniem TK w Polsce – to tak jakby wprost powiedział, że społeczeństwo ma za zbiegowisko idiotów.

Z Szaleństwa tłumów wprost wynika, że to, co odbyło się, odbywa i odbywać będzie w imię postępu, naprawy i unowocześniania świata i człowieka, i w imię tego człowieka, jest cyniczną i perfidną grą, której celem jest przejęcie władzy per fas et nefas (zwłaszcza nefas) i ustanowienie nowych porządków wszędzie tam, gdzie władza dostała się w drodze demokratycznych (bez żadnych przymiotników) procedur w ręce dalekich od ekstremizmów większości. Narzędziem do odbicia tej władzy stają się agresywne mniejszości zainstalowane w tak istotnych ośrodkach jak uczelnie czy medialne koncerny.

Murray opisuje, jak gromada wyjątkowo konfrontacyjnie nastawionych czarnoskórych studentów poniewiera dziekana swojej uczelni nakazując mu trzymać ręce przy sobie, stać, patrzeć, mówić lub milczeć w określony sposób wyłącznie dla zademonstrowania przewagi i pozyskania satysfakcji ze zdobycia przewagi wrzaskliwej grupy nad jednostką i to w imię walki o prawa, którymi cieszą się od bardzo dawna. Podobnie rzecz ma się w obszarze starań o wzmocnienie ideologii LGBT – nasilają się one wszędzie tam, gdzie od lat członkowie tych społeczności cieszą się swobodami nieporównywalnymi z warunkami na przykład Polski, choć o prześladowaniach środowisk LGBT w Polsce słychać, doprawdy – niewiele (ostatnio w Legnicy wymierzono im dotkliwy cios napisem na murze: Chłopak+ dziewczyna = normalna rodzina).

Jak widać, aktualność jest chyba najważniejszą właściwością Szaleństwa tłumów – książka chwyta fakty w biegu, w pędzie i podaje ich przyczyny oraz następstwa, co człowiekowi ze smartfonem w ręku wydaje się zupełnie niepotrzebne: kojarzenie faktów i ustalanie ich następstw. Ale może ci, którym uda się, tak jak mi – przebrnąć te ponad trzy i pół setki stron wywodów Murray’a znajdą w nim sposób na nieuleganie powszechnemu, jak się zdaje, Szaleństwu i jakoś wymkną się tłumowi.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię