Podróż do Wrocławia

0
1423

Jak tylko pociąg ruszył…
Z. Herbert

Wziąłem ze sobą książkę dawno rozpoczętą i z powodu różności nie doczytaną. To Matyszkowicza Śmierć rycerza na uniwersytecie. Matyszkowicz z powodu zatrudnienia w TVP nie ma ostatnio dobrej prasy. Ale to, co pokazywał w Chuliganie literackim na Kulturze było wzlotem.

 

W książce otworzyłem tekst ostatni. Już nieważne o czym. Zgryźliwe uwagi na temat kreowanych szybko i doraźnie autorytetów bardzo mi się spodobały. Łatwo zrozumieć szyderczą przestrogę formułowaną w finale – lepiej nie pisać, nie zostawiać śladów, utrwalonych materialnych znaków, które mogłyby mówić przeciw. Po zmianie wiatrów.
Mówić – owszem, ale za nic nie pisać! Tylko wtedy można uchować się w pozie i pozycji autorytetu.
Powinien pojawić się cudzysłów (ew. kursywa) na tym autorytecie.

Wybrałem pociąg…

…zamiast tłuc się z Legnicy autem. Autostrada. Cały Wrocław. Koszmary z parkowaniem. Wszystko wydało się gorsze niż opanowanie procedury kupowania biletu w tramwaju lub autobusie za pomocą telefonu.
Wybrałem pociąg.
I książkę na drogę.

Zazwyczaj wracam…

…z Wrocławia z kilkoma nowymi, innymi, które maniakalnie kupuję i upycham w bibliotece z niezachwianą wiarą, że w końcu to przeczytam. Kiedyś.
Herbert trafił się w Tajnych kompletach w Przejściu Garncarskim. Ale po tym nazwisku wiadomo czego się spodziewać.
Same wzniosłości, rzadkie słowa i zwala się raptem na człowieka jakieś antyczne sklepienie niebieskie.
Był też inny ktoś. Broszura, taniutka, ale wydana ładnie i poręcznie.
PiS i antysemityzm, czyli pośmiertne zwycięstwo Dmowskiego. Jan Tomasz Gross.
Jak tylko pociąg ruszył podałem sobie działkę. I następną.

I zaraz…

…przestałem, bo ten Matyszkowicz się jakoś przypomniał.
Żeby tylko nie pisać…

Teraz, po tych dwu filmach o wypadku samolotu nad lotniskiem w Smoleńsku w 2010 roku, które dla jednych są filmami szaleńców dla szaleńców, a dla innych złożonym rzeczowo dowodem, jakiekolwiek szyderstwa o sekcie, brzozie – muszą wydać się żałosne.
A jeszcze nagranie rozmowy Edmunda Klicha z Donaldem Tuskiem. Szkoda słów.
Fantazje komisji panów Millera i Laska zostały rozbite w proch wyliczeniami, dowodami, faktami. Wszystko wywiedzione z danych pozyskanych z przypadkowych zdjęć, strzępów i ułamków. Wszystko wyprowadzone ze złożonych jako raport stwierdzeń, które, jak każde – tak długo uważane są za prawdziwe, póki nie zostaną sfalsyfikowane w drodze naukowego badania. Ironizowanie o długotrwałości prac, niezdolności do odzyskania wraku, rechotanie z powodu Antoniego Macierewicza – wszystko to jak przedszkolackie wykrzykiwanie, że mój brat to by zbił twojego brata. I pokazywanie języka.

O fotach…

…pani Ewy K. nie wspomnę. Wszystko to na nic.
Więc Jan Tomasz Gross, zanim przeszedł do wykazywania, że PiS jest jak przedwojenna endecja z Prezydentem Narutowiczem na sumieniu, swojemu wywodowi sprawił taką właśnie podszewkę z chichotów ze smoleńskiej sekty, szydzenia z pancernej brzozy i wyśmiewania oszołomskich poczynań Antoniego Macierewicza.
Broszurę wydał Gross w 2019 roku zanim ruszyła machina wyborcza – chyba jako jeden z wielu – od wzięcia władzy – kijów w szprychy PiSu i kłoda pod nogi ubiegającego się o reelekcję Andrzeja Dudy. Bez związku? Może.
O sprawności dowodu na endeckość PiS nie warto się wypowiadać. Sprawdziłem komentarze na stronie empiku. Ledwie trzy, na niekorzyść. Ale nie o Grossa chodzi. Trafność myśli Matyszkowicza jest cenna.
Ten przygotowujący wnioski Grossa wstęp wsparty na pobudzających do lekceważenia uwagach o smoleńskiej dewiacji zwolenników PiS, to błąd, przed którym przestrzegał Matyszkowicz.

 

Za nic…

…nie pisać, żeby zachować nimb autorytetu.
Pociecha taka, że broszura Grossa, choć zgrabna i tańsza – rzadsza niż publikacja o Herbercie. I choć niewielka, jednak czytać trzeba.
Z tym też niełatwo, jak wiadomo.
Odwiedziłem przy okazji korytarze Instytutu, gdzie o książkach gadaliśmy całe lata. Pusto. Nazwiska dawnych magistrów dzisiaj już w profesorskie tytuły opatrzone. Czas płynie.
I już przy wyjściu wpadło mi do głowy zajrzeć w kąt, gdzie zwykle leżą książki do wzięcia, stare numery czasopism wyrzucone z biblioteki albo przyniesione z domowych zasobów tomiki poezji. A nuż ktoś skorzysta?

Znalazłem starą…

..Twórczość z rarytasem – ułamkiem korespondencji Wańkowiczów z Zofią Kossak podanym przez Mirosławę Pałaszewską, którą poznałem kiedyś w Górkach Wielkich w Muzeum Zofii Kossak.
Jak tylko pociąg ruszył (z kolejnej stacji w drodze powrotnej) zacząłem smakować to niedzisiejsze, pańskie, rodowe. Narzekała Pani Zofia w liście do Pani Zofii na endecką ekspozyturę w postaci wydawnictwa Veritas i endecką mentalność jego szefa.
Samo złe ta endecja, skoro tak zacne osoby przestrzegały się przed nią i choć gołębie miały serca i wiele znieść mogły, i zniosły – dobrego słowa znaleźć nie umiały.
I ten tu Jan Tomasz G.– też endecją straszył.
Tylko kogo? Mierzył w zorientowanych, jak widać.
Ale gdzie oni, kto dzisiaj o endecji co wie?
Kto mówi i nie nałże przy tym?
Rafał Ziemkiewicz? No, tak.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię