Głosy i sceny

0
1123

Zamiarem Andreja Kuriejczyka było ujawnić, jak jest na Białorusi obecnie. Pokazać, aby poruszyć. Przedstawić prawdę.


Jednak prawda wymaga tego, żeby ją wyartykułować – jak przyznał. Stwierdzenie takie i temu podobne, usiłujące zdefiniować prawdę czy ustalić związek prawdy i sztuki, zawsze brzmi trochę jak prowokacja, korci do jakiegoś ale.

Bo artystycznie…

… wyartykułować – to znaczy uformować, poddać jakiejś obróbce. Ta moja wątpliwość chyba nieco zbliżona do zasygnalizowanej przez Magdalenę Piekarską zaraz po premierze Głosów…: Politycznie, społecznie i zwyczajnie, po ludzku, podpisuję się pod tym spektaklem-manifestem z pełnym przekonaniem i obiema rękami. Próbując jednak spojrzeć na efekt (…) okiem teatralnego widza, (…) średnio zainteresowanego polityką, jestem pełna obaw. Czy „Głosy” wywołają odruch słusznego sprzeciwu (…) czy może raczej znużenia? Dlaczego (…) obstawiam to drugie?

 

Oświadczenie…

…Andreja Kuriejczyka miało, jak się zdaje, być rozumiane jako jego gwarancja nieingerowania w świadectwa. A to znaczy: w prawdę.
Ale gdy autor oddał publiczności tekst, do którego nie dołożył ani słowa od siebie, musiał przecież liczyć się z tym, że teatr per se – to znaczy znaczeniotwórcza machina, będzie wzmacniał dokumentalną wymowę zebranych przekazów. Czyli jednak – będzie ingerował.
Zauważmy, już na początek – fakt autorskiego zgromadzenia, wyselekcjonowania z siedmiuset – tych kilkunastu wypowiedzi i zestawienie ich w Głosy nowej Białorusi. Zestawienie takie właśnie i nie inne.
Nie jest to całkiem bez znaczenia.
Na przykład powiązane z tym powstaje pytanie: kim są postacie spektaklu?
Zauważmy ostrożne stwierdzenie Konrada Pruszyńskiego z @ktu (Co nam mówią Głosy nowej Białorusi?): Bohaterowie sztuki reprezentują stosunkowo szeroki wachlarz profesji. Kuriejczyk prezentuje w swym tekście pewien (podkr. autora) przekrój społeczeństwa, w którym znajduje się miejsce dla studentów, aktywistów, pracowników IT, blogera, poety, dziennikarki czy polityka.

Nie ma…

…w tym stosunkowo szerokim wachlarzu traktorzysty, tokarza, spawacza, sprzątaczki, kuriera.
Przeważa inteligencja. I wszyscy mają gadane. Nie chcę powiedzieć, że operator koparki (czy bezprizornyj z ulic Mińska) nie może mieć ciętej gadki. Nie, ale w tym spektaklu niektóre społeczne kręgi reprezentowane były słabo. Czyli – wcale.
Dla przedstawienia to plus, gdyż skutkuje tym, że scena brzmi wypowiedziami potoczystymi, pisanymi. Jak literatura. Wbrew dokumentarnemu charakterowi całości i – wydaje się także wbrew M. Piekarskiej nie jest to nagi, surowy zapis faktów.
Wypowiedzi różnicują się tematami, jakością i natężeniem emocji – czasem w wyciszeniu i skupieniu (Gabriela Fabian), kiedy indziej fortissimo (Magdalena Biegańska), jeszcze inaczej w gorzkim scherzando Pawła Wolaka – jednak język postaci wydaje się cokolwiek jednolity.

Wstawienie…

…zaś na koniec listu śmiertelnej ofiary reżimu daje tej ponurej całości mocne zakończenie.
Ale jako że epistola non erubescit – siłę tegoż niezwykle wzmacnia gra Pawła Palcata mówiącego prosto w obiektyw wysoko ulokowanej kamery. Chyba, mimo że aktora mamy w całości na scenie, wolimy patrzeć w tę rozświetlaną przeżyciem twarz – to znaczy na ekran w tle sceny.
Jest w niej wzruszenie i duma, i przejęcie, i – wobec anonsowanej z offu informacji o śmierci bohatera – piękno poświęcenia.

Jest w Głosach… i inna inność. Robiona na żywo muzyka Polpo Motel z przejmującymi wokalizami.
Wiadomo, jak dźwięki podkręcają emocje. W filmie. W kościele – gong podczas podniesienia.
W Głosach… muzyka i głos towarzyszą relacjom i można pomyśleć o nich jak o zabiegu ich ubezpieczenia – jakby w braku zaufania do odbiorcy. Albo opakowaniu chroniącym przed czyhającym znużeniem.
Jest też inny drobiazg, na który wolno zwrócić uwagę. Nietrudno oto wyliczyć sytuacje, w których ze sceny THM wionie zdecydowany antykościelny opar. Pierwsze z brzegu – Hymn narodowy, Testament psa, Rzeź – i wszystko w imię prawdy i walki o wyzwolenie od sukienkowych, o ujawnienie watykańskiego zakłamania i hipokryzji. Szyderstwo bezlitosne daily.

W Głosach…

…wiara postaci, kilkakrotnie wspominana w przedstawianych wypowiedziach – nie została jakkolwiek podważona czy wyszydzona. Nie wykasowano jej z tekstów Kuriejczyka.
Nie wygumkowano.
Wiara postaci Głosów… jest takim samym fenomenem jak ich strach, wściekłość czy rozgoryczenie. Jest ważnym komponentem motywacji. Postaciom sceny Gadzickiego przeważnie nie przysługuje przywilej godziwego potraktowania ich wiary. Widownia zaś dostaje zazwyczaj karykaturalny obraz duchowieństwa.
W Głosach… więc ma – wyjątkowo, okazję ujrzeć nieobśmianych z powodu swojej fides chrześcijan.

Wydaje się, mimo wszystko, że Głosy… są jednak nużące.
Nie jestem bez serca. Pamiętam grozę z Lubina, pamiętam bitwy z ZOMO na Dominikańskim czy
Pl. 1-Maja we Wrocławiu. Na Grabiszyńskiej. Pamiętam huk blaszanych parapetów Teków – jakby przez Grunwaldzki przejeżdżał niekończący się towarowy pociąg. I tego kolegę, który nie miał jak chodzić na zajęcia z powodu wezwań resortu. Pamiętam, jak zamarło radio w nocy z 12 na 13 grudnia i tę drętwą gadkę Jaruzelskiego nad ranem, i całą tę czarną resztę.
Na tamte zdarzenia i przeżycia nie da się do dziś uszyć stosownego kostiumu.

Oddzielenie…

…prawdy od próby jej scenicznego sformatowania wydaje się trudne.
Scalenie – także samo.
Trwoga, współczucie, gniew i inne okropności z ulic Mińska, Lidy, Grodna muszą jednak zostać ujęte w formę. Stać się przedmiotem sztuki. Zostać obrobione i podane.
I to jest problem, sądzę, z którego scenie z Legnicy nie udało się wywikłać.
Niełatwo jest nie oglądać Głosów… jako przedstawienia.
Niełatwo też słuchać Głosów… jako dokumentu.

Adam Kowalczyk

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię