Artystyczny Olimp bez Ewy…

2
2055

Przyszła podstępnie, w ciszy i skrycie, zabrała do swojego świata Ewę…

Moje pierwsze spotkanie z Nią to był impresaryjny horror. „Co za okropna kobieta, wymagania i pretensje”… tak pomyślałem sobie. Ale od początku.

Lata siedemdziesiąte, Wrocław, Teatr Polski. Zaplanowane cztery koncerty, bilety sprzedano w ciągu kilku godzin, na kilka tygodni przed tym wydarzeniem. Przyjechała ONA, EWA DEMARCZYK.  Sztab organizacyjny oczekiwał w napięciu, ja jako jeden z organizatorów odpowiedzialny za wypełnienie warunków umowy szczególnie byłem zestresowany…

Jej inspekcja, którą ogarnęła scenę i zaplecze wypadła na korzyść teatru. Mnie postawiła pod ścianę i usłyszałem:

„Co to k… ma być, przecież wyraźnie określiłam w umowie, że kotary sceniczne muszą byc w intensywnej czerni„.

„Są czarne Ewuś, od lat tutaj wiszą i są przecież czarne…” – to była zła odpowiedź.

Jeszcze tego samego dnia rozdzwoniłem sie za intensywnie czarnym materiałem na kotary sceniczne i dodatkowo na wyłożenie tym materiałem sceny. Przeklinałem w duchu i bluźnilem na „artystkę”. Dosłownie na ostatnią chwilę załatwiłem ten material. To był szczególny aksamit w czerni tak diabelsko intensywnej, że szkła okularowe zamieniły mi się w denka od szklanek. Przygotowano scenę, weszła ONA, pomarudziła jeszcze, ale w końcu szorstko powiedziała do mnie: „może być „… Czekałem jeszcze na jedno słowo, ale nie padło… Recital, oglądam to gdzieś na tyłach sali, na stojąco i zamarłem z wrażenia, ze mną cała widownia. Przeraźliwa czerń i gdzieś w przestrzeni JEJ twarz. Trudno to opisać, to trzeba było zobaczyć i posłuchać.

ONA przeżywała każdy tekst, każdą nutkę, kiedy śpiewała… „a może byśmy tak najmilszy wpadli na dzień do Tomaszowa„…  po JEJ policzkach spływały łzy. Owacja, owacja na stojąco, długo, bardzo długo chcieliśmy JĄ zatrzymać na scenie. Później za kulisami: „dziękuję Boluś, świetnie„… Przepraszam Cię Ewuś jeżeli wtedy źle o Tobie myślałem. Te kilka dni, chwil to dla mnie ogromny zaszczyt, że mogłem zrozumieć moc Twojego przekazu.

EWIE MARII DEMARCZYK (1941 – 2020)

…nigdy Ciebie nie zapomnę Ewuś…

Bolesław Bednarz-Woyda

2 Komentarze

  1. Wszystko przemija ale na szczęście nie odchodzi w niepamięć. Niewątpliwie jeszcze nie raz przeczytamy takie ciekawe wspomnienia o innych odchodzących .
    Oby nie nie zbyt szbko o nas samych.

  2. Podzielam tę opinię.Potrzeba niekiedy czasu , aby zrozumieć i pojąć głębię serc i myśli tych , którzy odeszli. Wiele z tych postaci potrafiło się utożsamić z rzeczywistością i przekazać nam , odbiorcom to co najcenniejsze – siłę trwania i przetrwania w symbiozie z dobrem i miłością człowieka do człowieka…Pozdrawiam mile.

Zostaw komentarz

Proszę wpisz swój komentarz
Proszę wpisz swoje imię